fbpx

Umów się na bezpłatną konsultację

7 dziwacznych norweskich nawyków

Spis treści

Ach te różnice kulturowe… Dawno, dawno temu, bo jeszcze w 2017, pisaliśmy dla Was o podstawowych norweskich zwyczajach społecznych – jak wiecie jest to jednak tak szeroki temat, że zawsze da się z niego wyciągnąć coś jeszcze. W dzisiejszym poście dzielimy się więc listą siedmiu norweskich nawyków, które bez pudła wprawiają obcokrajowców w konsternację, z nadzieją, że tym, komu już się przytrafiła, doda trochę otuchy, a resztę przygotuje na tego typu niespodzianki. 😉

 
 
 

7 dziwacznych norweskich nawyków

 

1. Chodzenie na bosaka w miejscach publicznych.

 

Kilka miesięcy temu w pewien piątkowy wieczór zadzwonił do mnie znajomy. Dochodziła ledwie dziewiąta, był więc zszokowany faktem, że siedzący przy stoliku obok Norwegowie są już „tak pijani, że zdejmują buty”. Jeszcze większe zdziwienie wzbudziła pewnie moje sprostowanie – bose stopy bynajmniej nie były w tym wypadku oznaką upojenia alkoholowego, a dobrego samopoczucia i planów spędzenia w lokalu jeszcze co najmniej godziny. Jesteście w stanie wyobrazić sobie hotelowych gości paradujących bez butów także poza pokojem albo sączących trzecią tego dnia kawę bosych pracowników korporacji? Jeśli tak, rezerwujcie pierwszy samolot, Norwegia jest krajem w sam raz dla Was.

 
 
 

 

 

2. Akceptowanie absolutnie wszystkich zaproszeń, po to, by na ostatnią chwilę odwołać przyjście.

 

Rzecz szczęśliwie nie dotyczy spotkań w kameralnym gronie, a większych imprez.

 

Zjawisko dotyczy też raczej młodszego pokolenia. Przepis na udaną sobotę? Zaakceptuj więcej niż jedno zaproszenie, a potem na każdym spotkaniu spędź po pół godziny ALBO na ostatnią chwilę zadzwoń do gospodarza z informacją, że jednak cię nie będzie. I to…

 
 
 

 

 

3. Bez wymówek, bez wyjaśnień.

 

Kojarzycie ten niezręczny moment, gdy tłumaczycie przez telefon znajomemu, że chyba coś Was łapie, rozchorował się Wasz pies, musicie pomóc rodzinie, zostawiliście włączone żelazko, i tak dalej? Z jakiegoś przedziwnego powodu Polacy czują silną potrzebę wynajdywania dla siebie usprawiedliwienia, zamiast po prostu powiedzieć, że są zmęczeni i nie mają ochoty ruszać się z domu. Norweg nie będzie miał w takiej sytuacji żadnych wyrzutów sumienia i powie po prostu, że nie może, koniec, kropka. Dalsze informacje są po prostu zbędne – po co zawracać komuś głowę swoimi problemami?

 
 
 

 

 

4. Nie znaczy nie.

 

Dla odmiany wyobraźmy sobie jednak, że wpadamy do kogoś bez zapowiedzi. Gospodarz czuje się oczywiście zobowiązany zaproponować nam coś do picia czy jedzenia, a my… najczęściej za pierwszym razem grzecznie odmawiamy. W 99% przypadków najdalej po kilkunastu minutach usłyszymy jednak propozycję ponownie – i tutaj dobrze jest się skusić na „taki mały kawałek”. Gdyby się nad tym zastanowić, to całkiem zabawny rytuał, nie liczcie jednak na to, że spotkacie się z nim wśród Norwegów. Dla nich nie oznacza nie, sami są dość bezpośredni, więc tego samego spodziewają się po innych. Jeśli naprawdę macie ochotę na tę czekoladę, nie warto więc być zbyt grzecznym.

 
 
 

 

 

5. Bezpośredniość, owszem, ale… nie podczas wydawania poleceń.

 

Ileż to anegdot krąży o „niezdecydowanych” norweskich szefach, którzy zapytali pracownika, czy „może” coś zrobić, a później byli bardzo niezadowoleni z faktu, że zadanie nie zostało wykonane… Cóż, w tym kraju zdecydowana większość przełożonych woli wydawać polecenia w formie pytań, co bynajmniej nie oznacza, że można wpuścić je jednym uchem, a wypuścić drugim. Chodzi (jak zwykle) o to, by pracownik czuł się komfortowo – w zamian kierownik będzie oczekiwał, że zadbacie o jego komfort i zastosujecie się do tej specyficznej „prośby”.

 
 
 

 

 

6. Mhm podczas rozmowy średnio co 5-10 sekund.

 

To jasne, że podczas rozmowy staramy się dać drugiej osobie do zrozumienia, że słuchamy jej uważnie – stąd wszelkie mniej lub bardziej artykułowane dźwięki, które wydajemy z siebie w ramach aprobaty czy na znak, że wiemy, o czym mowa. O ile jednak Polacy kiwają wtedy głowami czy mruczą mhm co dziesiąte albo nawet i dwudzieste zdanie, Norwegowie (i Skandynawowie w ogóle) robią to z taką częstotliwością, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem ktoś nie stroi sobie tutaj żartów. Nic z tych rzeczy – tak intensywne to ponownie dbałość o nasz komfort.

 
 
 

 

 

7. Ja na wdechu.

 

Jakby tego mało, Norwegowie często skwitują naszą wypowiedź poprzez ja wymówione na wdechu. Ciężko powiedzieć, na ile korzystne jest to dla strun głosowych, w każdym razie za pierwszym razem robi to naprawdę piorunujące wrażenie. Próbkę znajdziecie tu:

 

 

 
 

Rozpoznajecie gdzieś tutaj siebie? Jeśli tak, to koniecznie podzielcie się tym z nami w komentarzach. Snakkes!

#kultura #nawyk #zwyczaj

Przeczytaj także: