fbpx

Umów się na bezpłatną konsultację

Norske matvarer og matvaner oraz jak w prosty sposób zrobić twaróg

Spis treści

Norske matvarer og matvaner. Odwiedzacie w Norwegii rodzinę, załatwiacie sprawy służbowe albo po prostu wybieracie się tam na urlop i nie jesteście pewni, jakie produkty spożywcze warto przywieźć z powrotem do Polski? Rozważacie przeprowadzkę i zastanawiacie się, jakie nawyki żywieniowe zastaną Was na miejscu? A może mieszkacie już w kraju trolli od jakiegoś czasu i tęsknicie za pierogami? Przygotowaliśmy dzisiaj dla Was wszystkich garść wskazówek, jak norweską kuchnię oswoić… a może i ciut zrewolucjonizować. 😉

Norske matvarer og matvaner

Norweg zaczyna dzień od kawy – nie pije jej może tyle co Fin (a jej spożycie ponoć z dekady na dekadę maleje), nadal jednak zajmuje miejsce w ścisłej czołówce. W rezultacie szansa na to, że w jakimkolwiek położonym na norweskiej ziemi punkcie oferującym czarny napój poczęstują Was lurą, jest bliska zeru. ZERU. W dodatku, biorąc pod uwagę tamtejszy rozkład cen, zapłacimy za niego naprawdę niewiele. Nic więc dziwnego, że tak łatwo się od niego uzależnić. 😉 Jeśli zostało Wam trochę miejsca w bagażu, odwiedźcie Tima Wendelboe i zakupcie mieszankę. Albo do Stockfletha. Albo Kaffebrenneriet. Albo Espresso House. I tak dalej, i tak dalej…

Poza tym śniadanie nie różni się aż tak bardzo od tego, do którego jesteśmy przyzwyczajeni: rankiem na norweskim stole rządzą niepodzielnie kanapki. Poza żółtym serem, szynką, dżemem czy nutellą (czy też raczej nugatti – Norwegowie lubią mieć własne odpowiedniki) znajdziemy na nich także dwa ponadczasowe symbole Norwegii: leverpostei (pasztet) oraz brunost – brązowy ser. Ten pierwszy bywa obiektem żartów ze względu na charakterystyczne opakowanie (bez spoilerów ;-)), drugi z kolei powinien przypaść do gustu wszystkim tym, którzy lubią karmel. Podobny zestaw czeka nas w porze lunchowej. NB! Jeśli Norweg umawia się z Wami na lunsj i nie podaje godziny, możecie mieć stuprocentową pewność, że spotykacie się punkt dwunasta.

Zobacz także: 

Nieco mniej kusząca może się nam wydać Grandiosa – pizza, o której wspominaliśmy jakiś czas temu w poście o stereotypie Norwega. Dlaczego Kari i Ola Nordmann darzą ją taką miłością, pozostaje dla mnie tajemnicą, nie zmienia to jednak faktu, że z tego uczucia narodziła się niemal tradycja. Inną gotową potrawą obiadową niecieszącą się zbyt wielką popularnością wśród przyjezdnych są fiskeboller, fiskepudding i różnego rodzaju produkty, które mają dużo ryby w nazwie, za to już o wiele mniej w składzie. Z czystym sumieniem możecie omijać je szerokim łukiem. Zamiast tego udajcie się lepiej na jakikolwiek fisketorg – targ rybny. Tam czekają na Was już same pyszności. Ciekawostka – łosoś, najbardziej rozpoznawalny norweski towar eksportowy, nie jest wcale tak często konsumowany w kraju, z którego pochodzi. Zamiast tego na norweskim talerzu bardzo często pojawia się dorsz. W zimne wieczory warto też spróbować przygotowanej z niego fiskesuppe.

Źródło: larsspiser.no

Mamy już listopad, a więc prócz potraw, które trochę nas ogrzeją, warto poszukać czegoś, co osłodzi nam życie. Już niebawem w każdej Remie czy Kiwi w okolicy kas powinny pojawić się całe stosy julegris – świątecznych świnek z marcepanu. Z moich obserwacji wynika, że marcepan można albo kochać, albo nienawidzić – jeśli jednak podobnie jak ja zaliczacie się do tej pierwszej grupy, będziecie absolutnie wniebowzięci. A dlaczego akurat świnka? Powód jest bardzo prosty – jeszcze stosunkowo niedawno Norwegia była krajem biednym, w którym wieprzowina stanowiła produkt luksusowy, a jego spożywanie wiązało się właśnie z okresem świątecznym. Dziś zawsze można powiedzieć sobie, że im więcej oblanych czekoladą prosiaczków uda nam się pochłonąć, tym większy dobrobyt czeka nas w nadchodzącym roku. 😉

Norweskie słodycze: 

Ze słodyczy dostępnych przez okrągły rok warto spróbować kultowej Frei. Jeśli lubicie bardzo mleczną, bardzo słodką czekoladę, na pewno nie będziecie zawiedzeni! Mimo tej słodyczy, w przeciwieństwie do czekolad wielu ogólnoeuropejskich marek, nie pozostawia ona w ustach lekko kwaskowatego posmaku. Palce lizać! A jeśli po tym wszystkim nadal cieknie Wam ślinka, pora pognać do piekarni po kanelboller, bułeczki cynamonowe charakterystyczne dla całej Skandynawii, albo przygotować sobie vafler, to jest niezwykle popularne w Norwegii gofry. Do tego klasycznie wspomniany już brązowy ser, konfitura i bita śmietana – pomysł dla mnie nieco kontrowersyjny, dla wielu fanów łączenia nabiału z dżemem całkowicie akceptowalny. 😉

Źródło: norwaytravelblog.com

A skoro już o nabiale mowa: nie jest tajemnicą, że większości Polaków mieszkających w Norwegii doskwiera brak twarogu. W większych miastach dostaniemy go naturalnie w sklepach z produktami importowanymi. W mniejszych w nagłej potrzebie wyczarowania sernika może nas uratować Philadelphia – ale co jeśli mamy akurat przeogromną ochotę na ruskie?

Przeczytaj: 

Okazuje się, że do wyrobu pysznego, domowego twarogu niepotrzebne nam żadne kultury bakterii czy kilkudniowe czekanie. A przynajmniej nie w Norwegii, gdzie w pierwszym lepszym supermarkecie znaleźć można kulturmjølk – zsiadłe mleko. W dodatku sprzedawane jest nie w kubeczku czy butelce, a w biało-granatowym kartonie, który, uwierzcie mi, wszystkim osiadłym na północy amatorom białego sera bardzo ułatwi życie. 🙂

Wystarczy włożyć taki kartonik do dużego garnka, zalać go co najmniej w 2/3 wodą, podgrzać na dużym gazie, a gdy woda zacznie wrzeć, gotować jeszcze przez ok. 10 min. Uwaga! Po 11‑12 twaróg może już wyjść zbyt suchy. Zauważycie na pewno, jak karton powoli pęcznieje – co 3-4 minuty warto odkręcić na moment korek, by spuścić z niego powietrze, ale bez obaw, wybuchu nie będzie. 😀 Najgorsze, co może się wydarzyć, to odrobina papieru na dnie naczynia. Po całym zabiegu przygotujcie sitko oraz lnianą albo bawełnianą ściereczkę, aby oddzielić twaróg od serwatki (którą mimo specyficznego smaku warto wypić, aby nabrać odporności przed norweska zimą). W ten prosty sposób z litra kulturmjølk możemy otrzymać ok. 250 g skjørost. Owszem, Norwegowie mają w swym języku nazwę na ten produkt i starszym pokoleniom może się ona nawet z czymś skojarzyć, przeciętnemu Johansenowi nie powie ona jednak zbyt wiele. Może warto odświeżyć mu pamięć? 🙂

Źródło: archiwum własne 😉

Głodni? Bo my tak!

Hva lager dere i dag til middag? 🙂


Jeśli Twoja motywacja do nauki norweskiego potrzebuje dodatkowego wsparcia, zapraszamy na język norweski online – indywidualne kursy prowadzone przez jednego z naszych czterdziestu wspaniałych lektorów. 🙂