fbpx

Umów się na bezpłatną konsultację

Co ten Duńczyk? Różnice między duńskim a norweskim

Spis treści

Języki skandynawskie są podobne – z tym stwierdzeniem nikt raczej nie będzie się kłócił. Jak jednak wiadomo diabeł tkwi w szczegółach, dlatego podobieństwa te czasem mogą wyprowadzić nas w pole. W dzisiejszym poście rozszerzamy temat, który poruszaliśmy jakiś czas temu tutaj – tyle że tym razem bierzemy pod lupę różnice między duńskim a norweskim.

Różnice między duńskim a norweskim

Szwedzi i Norwegowie zwykli powtarzać, że duńska wymowa to efekt gorącego ziemniaka w gardle (wie o tym każdy, kto próbował poradzić sobie z wyrażeniem rødgrød med fløde). Dlaczego więc statystyczny Norweg całkiem nieźle rozumie swojego południowego sąsiada, a w drugą stronę rozmowa nie przebiega już tak gładko? Powodów istnieje co najmniej kilka.

Po pierwsze norweskie ucho, wytrenowane dzięki mnogości dialektów własnego kraju, łatwiej wyłapie, przeanalizuje i przyswoi duńskie zasady wymowy, chociażby nieme nieakcentowane sylaby. Dla Duńczyka z kolei wiele norweskich dźwięków będzie kompletną czarną magią. Weźmy na przykład dyftongi, to jest dwie głoski wymawiane jako jeden dźwięk – ten typowy dla norweskiego fenomen w języku duńskim w ogóle nie istnieje. W duńskim próżno szukać retrofleksów, tj. zbitek głoskowych „lt”„rt”, skądinąd trudnych do wymówienia także dla Polaków (np. w słowach gult czy kort). Dotyczy to również dźwięków takich jak „skj” czy „kj” wymawianych w norweskim jako zmiękczone „sz”„ś”.

Czy wiecie, jaki gadżet od Flying Tiger Copenhagen znajduje się na tym zdjęciu? Zagadka wyjaśni się, gdy przeczytacie artykuł do końca 🙂

Na tym jednak nie koniec. Dużym problemem może okazać się różnica w liczbie rodzajów. I tutaj norweski charakteryzuje się większą różnorodnością – w zasadniczej większości dialektów nadal używamy rodzaju żeńskiego (ei), skutkującego osobną końcówką formy określonej w liczbie pojedynczej (ei lampelampa, ei bokboka), w języku duńskim z kolei już dawno został on całkowicie wyparty przez rodzaj męski en. Klasycznym już przykładem takiego problemu jest norweskie słowo ei øy (wyspa). Dokładnie ten sam wyraz w języku duńskim to en ø – bez znajomości wyżej wymienionych zasad mieszkaniec Kopenhagi czy Fionii prędzej odczyta norweską wersję jako żeglarskie zawołanie albo wyraz zaskoczenia.

Skoro już mowa o rzeczownikach, kłopotliwa może się też okazać norweska podwójna określoność. Det fine huset, den store hunden – dla Duńczyków zastosowanie zarówno rodzajnika określonego, jak i końcówki rzeczownika to po prostu masło maślane. Sami będą w tym wypadku o wiele bardziej oszczędni i użyją wyłącznie tego pierwszego. Ślad tej zasady można zresztą jeszcze odnaleźć w norweskich nazwach instytucji, np. Den europeiske union, które pojawia się znacznie częściej niż udomowione Den europeiske unionen.

Norwegom z kolei potrafi spędzać sen z powiek duński system liczenia. Dwadzieścia jako tyve czy trzydzieści jako tredive jest jeszcze całkowicie logiczne, dlaczego jednak pięćdziesiąt to już nie femti, a halvtreds, ewidentnie mające coś wspólnego z połówką, ale na pewno nie z trzydziestką, nawet jeśli wygląda podobnie? Aby to zrozumieć, musimy wyjść z założenia, że najważniejszą liczbą w całym systemie jest właśnie dwudziestka, tyle że w wariancie sprzed iks lat – snes. Pod wspomnianym wyżej treds kryje się tre snese, czyli trzy dwudziestki. Halvtreds oznacza więc trzy raz dwadzieścia minus pół dwudziestki… Kto za tym nadąży? Być może lepiej już nauczyć się duńskich liczebników na pamięć…

Notatnik od Flying Tiger Copenhagen + trolltungowy długopis = idealny zestaw do norwesko-duńskich notatek.

Dla użytkowników norweskiego co najmniej równie irytujące mogą się też wydać dużo sztywniejsze zasady duńskiej interpunkcji. Po co te, wszystkie przecinki w dziwnych, miejscach?

I najważniejsze – fałszywi przyjaciele. Zapamiętajcie, że czasownik å grine nie oznacza tak jak po norwesku płaczu, a śmiech, videregående utdanning to nie szkolnictwo średnie, tylko wyższe, a flink więcej ma wspólnego z byciem miłym niż zdolnym. Śniadanie to z kolei wcale nie frokost, a morgenmad, gdyż to pierwsze oznacza lunch. Uwaga zwłaszcza na słowo rar – jeśli Duńczyk okrasi coś tym epitetem, nie chce wcale powiedzieć, że było to dziwne, a przyjemne. I tak dalej, i tak dalej…

Dziękujemy za inspirację i współpracę naszym duńskim sąsiadom – Flying Tiger Copenhagen! 🙂

 

I jak? Zostajecie przy nauce języka norweskiego, czy spróbujecie swoich sił w duńskim? Cokolwiek wybierzecie, życzymy Wam powodzenia!